– Dlaczego odszedłeś? Co było powodem? nie ustępowała Elena.
– Jestem zmęczony! Wracam do domu, a kolacja nie jest gotowa. Zawsze muszę wszystko robić sam! narzekał.
– A co z tego? Doskonale gotujesz. To takie trudne dla ciebie? zapytała matka z nutą ironii.
– Ale Nastia też jest kucharką! To razem wybraliśmy!
– Nastia teraz opiekuje się dzieckiem, nie widzisz tego? Myślisz, że opieka nad dzieckiem to spacer po parku? Ty nie wytrzymałbyś nawet dnia z takim obciążeniem!
– Ona nie potrafi nawet przyszyć guzika do koszuli! Proszę ją od trzech dni, mruknął Artem, jakby próbował się usprawiedliwić.
Elena westchnęła zmęczona i spojrzała na syna, jakby widziała go po raz pierwszy w ten sposób.
– Guzik? Artem, serio? Nie możesz sobie z tym poradzić sam? Łatałeś swoje spodnie, kiedy było trzeba, a teraz chcesz opuścić dom przez taką drobnostkę?

Zatrzymała się i dodała łagodniej, ale stanowczo:
– Słuchaj, synu, w życiu zdarzają się kłótnie, ale ucieczka to nie rozwiązanie. Twój dom tam, gdzie jest twoja rodzina. Nastia to twoja żona, a syn to twoja odpowiedzialność. Zdecydowałeś się na ślub, zdecydowałeś się być ojcem – więc idź i noś ten ciężar.
– Ale mamo, jestem zmęczony…
– A Nastia, myślisz, że ona nie jest zmęczona? Jeśli zostaniesz teraz, zniszczysz swoją rodzinę. Wróć do domu, pogódź się. Jeśli będziesz odchodził po każdej kłótni, gdzie w końcu skończysz?
Elena podeszła do syna, pogładziła go po ramieniu i dodała łagodnie:
– Przekaż Nastii, że zawsze cieszę się, gdy ją widzę. Ale to już nie jest twój dom. Wracaj tam, gdzie cię oczekują.

Artem bez słowa założył kurtkę, rzucił matce ostatnie spojrzenie i wyszedł w noc. Elena zamknęła za nim drzwi i, opierając się o ścianę, szepnęła cicho:
– Niech wszystko będzie dobrze u nich.