Kiedy mój mąż odszedł do młodej kobiety, dzieci stanęły po jego stronie — w końcu był szanowanym dyrektorem dużej firmy. Przez wiele lat nawet nie pamiętały o mnie, a ja zostałam zupełnie sama. Niedawno mój były mąż odeszła, i dopiero wtedy okazało się, że cały swój majątek pozostawił młodej żonie.
I wtedy dzieci zaczęły o mnie pamiętać. Teraz często mnie odwiedzają, ale wiem dokładnie, dlaczego… Niedawno moja córka zaczęła robić aluzje: „Pora pomyśleć o przyszłości, o testamencie.” Żadne z nich nie ma pojęcia, jaką niespodziankę dla nich przygotowałam. Wszyscy się o tym dowiedzą po mojej śmierci.
Kontynuacja mojej historii znajduje się poniżej 👇👇
Lata mijały, a ja czułam się, jakbym była zagubiona na krańcu świata. Moje dzieci traktowały mnie jak obcą osobę, jakbyśmy mówiły zupełnie różnymi językami.
Kiedy rozwiodłam się z mężem, był to ostatni cios dla naszej relacji. Dzieci stanęły po jego stronie — w końcu był ważnym człowiekiem, szanowanym dyrektorem dużej firmy.
I, szczerze mówiąc, z nim było korzystniej. A ja? Zostałam sama. Porzucona żona, opuszczona matka.
Dzieci szybko mnie zapomniały, a ja dowiadywałam się o nich tylko przez wspólnych znajomych, słysząc, jak bawią się z ojcem i jego młodą żoną. Razem wyjeżdżali do ciepłych krajów, jedli w drogich restauracjach, planowali przyszłość.
A ja zostawałam w moim pustym mieszkaniu. Każda taka wiadomość bolała mnie jak ostre kawałki szkła.
W pewnym momencie zrozumiałam: trzeba żyć dla siebie. Wyjechałam za granicę, żeby pracować. Po raz pierwszy od wielu lat poczułam wolność.
Na koniec mojej kariery zarobiłam wystarczająco, aby odmienić swoje życie. Po powrocie do domu zrobiłam remont, kupiłam nowe meble, sprzęt, i odłożyłam trochę pieniędzy na starość.
Tymczasem moje dzieci założyły własne rodziny. Słyszałam, że u nich wszystko dobrze: wielkie wesela, dzieci, święta. Ale potem nadeszła niespodziewana wiadomość — mój były mąż zmarł na zawał serca. Cały swój majątek pozostawił młodej żonie.
Mój syn i moja córka zostali z niczym. Ich gorycz szybko przerodziła się w ciepłe wspomnienia o mnie.
Na początku zaczęli mnie odwiedzać, przynosząc drobne prezenty. Przywozili cukierki, owoce, pytali, jak się mam. Witałam ich z uśmiechem, ale w głębi duszy wiedziałam, że każdy z nich ma swój własny cel.
Dziś mam 72 lata. Jestem zdrowa, pełna energii i zadowolona z życia. Jednak niedawno moja córka zaczęła robić aluzje: „Pora pomyśleć o przyszłości, o testamencie.” Po kilku tygodniach odwiedziła mnie moja wnuczka — ta, która wyszła za mąż zaledwie rok temu.
— Babciu, czy nie jest ci tu samotnie? — zapytała z autentycznym zainteresowaniem.
— Nie, czuję się tu bardzo komfortowo, — odpowiedziałam.
— Ale mieszkanie jest takie duże, — kontynuowała. — Na pewno ciężko ci je sprzątać? Może my z mężem moglibyśmy się do ciebie wprowadzić? Będzie ci weselej, a nam łatwiej — nie będziemy musieli płacić czynszu.
Uśmiechnęłam się. Ich kalkulacja była oczywista.
— A kto powiedział, że nie będziecie musieli płacić? — odpowiedziałam spokojnie. — Dam wam ładną zniżkę.
Wnuczka zaniemówiła. Oczywiście oczekiwała, że otworzę drzwi na oścież i powiem: „Weźcie wszystko, cieszę się”, ale ja miałam inny plan.
Kilka lat temu spisałam testament, w którym jasno określiłam, że mój apartament po mojej śmierci zostanie sprzedany, a pieniądze trafią do funduszu pomocy dla chorych dzieci.
Kiedy moja córka o tym się dowiedziała, wpadła w szał. Dzwoniła, krzyczała, że jestem niesprawiedliwa, że pozbawiam moich wnuków przyszłości. Potem pojawił się mój syn, delikatnie sugerując, że jest gotów wziąć mnie pod swoje skrzydła. Ale ta nagła „miłość” ich nie poruszyła.
A wy, na moim miejscu, pozwolilibyście wnuczce mieszkać w waszym mieszkaniu?