Andrzej patrzył na dokumenty przed sobą.
Długi proces rozstania, pozornie zakończony bez powrotu. A jednak, pomimo tego wszystkiego, jego serce nadal miało nadzieję, że to nie koniec.
Jego wzrok przesuwał się po kartkach, jednak nie dostrzegał już słów. Myśli błądziły wokół jednego pytania: „Dlaczego?”. Przeszłość, w której każdy szczegół miał znaczenie, w której życie łączyło się z miłością, była teraz tylko pustką.
Kiedy Irina wyszła, patrzył na nią jeszcze przez chwilę. Mimo że nie była już jego żoną, czuł, że coś wciąż go z nią łączy. Oczywiście, wtedy wszystko się skończyło. Była to formalność, która miała się stać, ale nie potrafił odciąć się od niej tak łatwo.
Kiedy wrócił do pustego mieszkania, bez Iriny, bez jej rzeczy, po raz pierwszy poczuł: „Co jeśli miała rację?”. Ale Irina…
Po prostu odeszła, nie patrząc wstecz.
Andrzej obracał długopis w rękach i patrzył na dokumenty przed sobą.
Rozwód. Ostatni punkt.
Cała droga do sądu powtarzała się w jego głowie jak echo. Wszystko to było formalnością. Gdzieś w sercu miał wrażenie, że Irina tak naprawdę nigdy go nie puściła. Nie mogła po prostu zapomnieć dwudziestu wspólnych lat, prawda?
Podniósł wzrok w jej stronę. Spokojna, pewna siebie, prosto siedząca. W jej oczach nie było ani goryczy, ani złości. Było tylko cierpliwe oczekiwanie.
— Jak się czujesz? — zapytał, odsuwając stertę dokumentów.
Irina lekko uniosła brwi.
— Wszystko w porządku.
On przełknął ślinę.
— Masz kogoś?
Uśmiechnęła się — spokojnie, pewnie.
— Interesuje cię to?
I wtedy ogarnęła go strach.
Zawsze był pewny, że ona bez niego sobie nie poradzi. Że pewnego dnia zrozumie swój błąd i wróci.
Ale przed nim nie siedziała ta porzucona kobieta, ani ta nieszczęśliwa.
Przed nim była ta, która zostawiła przeszłość za sobą.
— Ira… Może nie powinniśmy się spieszyć? — odłożył długopis i spróbował mówić łagodniej. — Przeżyliśmy razem tyle lat, nie możesz po prostu wymazać wszystkiego.
Lekko pochyliła głowę i patrzyła na niego, jakby starała się odkryć, czy mówi to serio.
— Zapomniałam już o tym, Andriej. Po prostu ty w końcu to zrozumiałeś.
Zatrzasnął usta i opadł na oparcie krzesła.
— Podpiszę… i co dalej? Po prostu odejdziesz?
— Już odeszłam.
Coś zacisnęło się w jego piersi.
— A co, jeśli nie chcę?
Patrzyła na niego długo, spokojnie, niemal współczująco.
— A jeśli byłoby mi to obojętne?
I wtedy zrozumiał — przegrał.
Był pewny, że to on miał kontrolować sytuację. To on miał podjąć decyzję o odejściu, a Irina miała zostać, czekając na niego.
Ale teraz rozumiał, że wszystko było inaczej.
Ona już nie czekała.
Andrzej podpisał.
To było koniec.
Długopis wysunął się z jego ręki i stoczył po stole, ale nie próbował go podnieść.
Sędzia mówił, kancelaria wręczyła mu dokumenty, ale nie słyszał już niczego. Tylko patrzył na Irinę.
Spokojnie złożyła papiery i wsunęła pasemko włosów za ucho. Żaden oddech, żaden znak wątpliwości.
Jakby ten moment nie miał już dla niej znaczenia.
Na korytarzu sądowym szedł za nią.
— Ira…
Nie zatrzymała się.
— Irina, czekaj.
Odwróciła głowę, ale nie zwolniła kroku.
— Co?
— Może moglibyśmy… zjeść razem kolację? Jako przyjaciele?
Wybuchła nagłym śmiechem. Słodkim, krótkim, bez gniewu.
— Andrzeju, naprawdę myślisz, że chcę być twoją przyjaciółką?
Nie znalazł odpowiedzi.
Odwrócił się i poszedł w stronę drzwi.
Ona już nie była jego żoną.
Andrzej patrzył za nią i po raz pierwszy od dawna zrozumiał, że życie nie zatrzymało się.
Po prostu już nie było częścią jego życia.