Dmitri i ja żyliśmy razem przez ponad dwadzieścia lat. Mieliśmy dorosłą córkę, która od dawna żyła własnym życiem z rodziną. Mój mąż i ja osiągnęliśmy wiele: dobrą pracę, przytulne, duże mieszkanie w centrum miasta oraz stabilne i spokojne życie.
Wydawało się, że to właśnie jest rodzinne szczęście. Jednak z czasem zaczęłam dostrzegać chłód w naszych relacjach. Dmitri stał się zdystansowany, a nasze rozmowy sprowadzały się do pustych formalności.
Pewnego wieczoru, gdy nakrywałam do obiadu, nagle wypowiedział słowa, które rozdarły ciszę niczym piorun:
— Spotkałem inną kobietę. Jest młodsza, piękniejsza od ciebie. Domagam się rozwodu.
Wewnątrz wszystko się zawaliło, ale nie zaczęłam robić scen ani błagać go, by został. Duma mi na to nie pozwoliła. A po co trzymać kogoś, kto chce odejść?
Rozwiedliśmy się szybko i spokojnie. Mieszkanie podzielono – jak należy – po równo. Dmitri zabrał swoje rzeczy, pozostawiając jedynie ślady wspólnie przeżytych lat.
Przez pierwszy tydzień po rozwodzie prawie nie wstawałam z łóżka. Wydawało się, że wraz z odejściem męża życie straciło sens. Lecz pewnego dnia zrozumiałam, że tak nie może być dalej.
Zbierając całą odwagę, postanowiłam zrobić to, co zawsze odkładałam „na później”. Zaczęłam od wizyty w salonie kosmetycznym. Tam dokonałam radykalnej zmiany: stałam się brunetką, ściąłam sobie krótkie włosy, zrobiłam makijaż, który podkreślał moje najlepsze atuty.
Byłam szczęśliwa po raz pierwszy od długiego czasu.
Następnie zapisałam się na zajęcia jogi i zaczęłam chodzić na siłownię. Z każdym kolejnym treningiem czułam się coraz lepiej. Stopniowo odmieniłam też swoją garderobę.
W pracy wszystko układało się pomyślnie: trzy miesiące później zaproponowano mi awans. W wolnym czasie zająłam się freelancingiem, o którym marzyłam od dawna.
Moje dochody wzrosły, a ja zaczęłam pozwalać sobie na drobne przyjemności – wyjazdy za miasto, spotkania z przyjaciółkami w kawiarni, nowe książki i podróże.
Po sześciu miesiącach w moim życiu pojawił się stary znajomy. Był pogodny, łatwy w rozmowie i nie szukał poważnego związku. Te spotkania przypomniały mi, że wciąż mogę być atrakcyjna dla mężczyzn.
Wtedy po raz pierwszy od długiego czasu poczułam się naprawdę szczęśliwa. Życie nabrało kolorów, nauczyłam się kochać samą siebie i cieszyć każdym dniem.
I tak, sześć miesięcy później, Dmitri pojawił się ponownie na moim progu. Wyglądał na zmęczonego, jak człowiek, który stracił coś ważnego.
— Ona odeszła ode mnie, — powiedział z goryczą. — Zrozumiałem, jak bardzo się myliłem. Przywróćmy wszystko tak, jak było. Przeżyliśmy razem tyle lat. Mamy córkę, niedługo będą wnuki. Czyż nie warto wybaczyć jednego błędu?
Przez chwilę zaprze mnie litość. Ale potem przypomniałam sobie, jak bardzo bolało, gdy tak łatwo zniszczył naszą rodzinę dla przelotnej fascynacji.
— Dmitri, — powiedziałam spokojnie, lecz stanowczo, — w moim życiu nie ma już miejsca na zdradę. Żegnaj.
Zamknęłam za nim drzwi, czując ogromną ulgę.
Teraz mam swoje życie. Nauczyłam się kochać siebie i być szczęśliwa bez niego. Czasem los daje nam lekcje, które czynią nas silniejszymi.