Kiedy teściowa zadzwoniła do mnie i nieśmiało poprosiła o przygarnięcie „tylko na parę tygodni“, prawie automatycznie odpowiedziałam:
— Oczywiście, będzie nam miło.
Pomyślałam: „Damy radę, to tylko kilka tygodni.” Ach, gdybym wtedy wiedziała, jak bardzo się mylę…

Pojawiła się z dwoma wielkimi walizkami. Usiadłyśmy na herbatę.
— Jesteś taka wychudzona! — zauważyła nagle, patrząc na moją talię. — Naszemu synowi by się przydał porządny barszcz, a nie twoje… sałatki.
Wymusiłam uśmiech.
Następnego ranka zrozumiałam, że kuchnia przestała być moja. Mój ulubiony młynek do kawy… zniknął. A garnki ustawiły się w szeregu według wielkości, jak na paradzie.
— Żeby nie raziły w oczy, — skomentowała teściowa, gdy otworzyłam szafkę.
W fartuszku z falbankami mieszała barszcz ciężki jak pocisk: trzy rodzaje mięsa, słonina, liść laurowy.
— No to zbieraj się do pracy, — machnęła ręką. — Tutaj mam wszystko pod kontrolą.

Niestety, „pod kontrolą” nie było tylko „tutaj”. Kiedy wieczorem wróciłam do domu, kanapa była przykryta starym brązowym kocem z działki, a obok naszego rodzinnego zdjęcia nagle stał jej dyplom ukończenia szkoły w ramce.
Trzeciego dnia chodziłam już na palcach. Mąż chował się w pracy. Nawet nasz syn był nie do poznania: milczący, wycofany. Przyłapałam go, jak chował w szafce pomalowane kamyczki.
— Babcia powiedziała, że to śmieci, — wyszeptał.
A w piątek… Pamiętam każdy szczegół.
Otwieram drzwi — słyszę płacz. Wchodzę — syn siedzi w kącie, oczy spuchnięte, policzki czerwone. A teściowa stoi nade mną z jego rysunkiem w ręku i krzyczy:
— To nie jest rysunek! Normalne dzieci malują domeczki, nie te potwory! Całe tapety poplamił!

I wtedy puściły mi nerwy.
— W tym domu może malować wszystkie potwory, jakie zechce. I mieszkać z babcią — tylko jeśli umie to przyjąć.
Spojrzała na mnie — milczała. Zrozumiała. Spakowała walizki i wyszła.
— Wy oboje… nie potrzebujecie mojej opieki, — powiedziała w progu. I po raz pierwszy w jej głosie nie było wyrzutów ani urazy. Tylko zmęczenie. I samotność.

Jak myślicie, czy postąpiłam słusznie, czy jednak powinnam była znosić jej wybryki ?







