Przy najbardziej oddalonej kasie w supermarkecie ciągnęła się hałaśliwa kolejka: co chwila słychać było mruczenia i pośpieszne westchnienia, a wózki klientów uginały się pod ciężarem świątecznych zapasów. W tym grudniu, kiedy z przyzwyczajenia odkładamy wszystko na ostatnią chwilę, nawet najbardziej przewidujący rywalizowali w szybkości i uporze.
Na końcu tego pośpiechu stała Alice — szczupła dziewczyna w jasnym futrze, której wózek był niemal pusty. W przeciwieństwie do pozostałych świętowała Boże Narodzenie w wąskim gronie rodzinnym i wystarczało jej kilka skromnych toreb. Lecz zaledwie dwa tygodnie temu wydarzyła się tragedia: zmarła jej matka. W zgiełku przedświątecznych przygotowań Alice ledwo zdążyła pogodzić się ze stratą — jej troskliwe telefony i wieczorne wizyty w szpitalu dawno przeszły do historii, a w mroźnym grudniowym powietrzu każdy oddech przypominał jej o matce, która straciła oddech.

Niedługo przed odejściem mama podarowała Alice rodzinny pierścionek — masywny, ciężki, przechowujący pamięć pokoleń. „Noś go jako wspomnienie naszych kobiet” — wyszeptała z trudem, przesuwając pierścionek po cienkim palcu córki. I Alice go nosiła. Był za duży, czasem zsuwał się, ale w tych dniach stał się dla niej ucieleśnieniem całej miłości i utraconych nadziei.
— „Dziewczyno, czego się zastanawiasz? — rozległo się ostre wołanie niecierpliwego klienta. — Nie blokuj kolejki!” — Alice drgnęła, wyłożyła swoje dwa słoiczki i worek owoców, zawstydzona drżącą ręką, która dotknęła pierścionka.
Z torbami w rękach dotarła bez trudu do swojej małej obcej marki na końcu parkingu — tam zawsze było pusto. Po drodze do domu zobaczyła pod klatką tego samego bezdomnego, którego często spotykała przy sklepie: pogięty w pół, głowę opuszczoną, a u nóg pustą kartonową skrzyneczkę. W duszy poczuła ścisk — w domu już panowała świąteczna atmosfera, a ten człowiek pozostał zupełnie sam.
Mimo to, trzymając torby, nie przeszła obojętnie. Niezgrabnie grzebała w torebce, szukając portfela, aż w końcu wyjęła pięćsetrublowy banknot i wrzuciła go do pudełka. Bezdomny skinął jej z wdzięcznością głową, a dziewczyna pobiegła, nie zauważając, że pierścionek zsunął się jej z palca na schodkach.
W domu mąż czekał z wyrzutami: „Dlaczego pojechałaś sama? Byłem wolny, mogliśmy pójść razem…” Alice tylko uśmiechnęła się: „Nie martw się, miałam mało czasu.” Lecz gdy rozłożyła zakupy, nagle krzyknęła: „Oleg, zgubiłam pierścionek!” Dla niej to była katastrofa — zdrada rodzinnej pamięci, a minęło dopiero trzy tygodnie. Mąż bez słowa wsiadł do samochodu: „Pojedziemy do tej dalekiej kasy, powywiadam się.” Ale Alice już wiedziała, że to na nic.
Nie przypuszczała, że w tej chwili ów bezdomny o imieniu Ivan Siergiejewicz, zainspirowany jej dobrocią, podniósł nie tylko banknot, ale i tę ciężką, starą relikwię. Stojąc w półmroku lombardu, poczuł po raz pierwszy od lat ukłucie w sercu: czy sprzedać pamięć o praprababci za tani posiłek? Kiedy wyceniający, nie patrząc na niego, zaproponował mu pięć tysięcy, Ivan cicho się odwrócił i zabrał pierścionek ze sobą, daleko od ludzkiej gorączki i namiętności.

Alice, wracając z niczym, płakała, a mąż próbował ją pocieszyć: „Może damy ogłoszenie… z nagrodą.” Ale sama myśl o nagrodzie wydawała się jej pusta. Dopiero gdy w mrocznym skwerze przed blokiem bezdomny wyszedł z cienia i, iskierką w oczach, podał jej starożytną rzecz, Alice nie mogła powstrzymać łez radości.
— „To twoje, zgubiłaś to tutaj wcześniej,” ochrypłym głosem powiedział, a w jego brudnej dłoni błyszczał złoty kamień.
Nie zważając na nieprzyjemny zapach, Alice rzuciła mu się na szyję, a mąż z rozdartym wyrazem twarzy patrzył na to cudowne zdarzenie. Ivan zaś skromnie się cofnął, ręce splecione za plecami, i zniknął w nocy niczym zjawa.
Następnego ranka, gdy Ivan otworzył drzwi swojego pustego mieszkania, odkrył, że dobro naprawdę wraca z nawiązką. W ciepłym otoczeniu i opiece odnalazł nie tylko dach nad głową, lecz także wiarę w ludzi. A stary pierścionek znów znalazł swoje miejsce — nie w lombardzie, lecz na palcu tej, której dobroć ujawniła prawdziwą wartość ludzkiego serca.







